Category Archives: poCZUJ TOruń


A gdyby tak urządzić plebiscyt na najbardziej patriotyczną ulicę Torunia?

A gdyby tak urządzić plebiscyt na najbardziej patriotyczną ulicę Torunia? Mogłaby wygrać któraś z ulic Rubinkowa. Nie brak tam przecież patronów, dla których polskość miasta pod zaborem należała do spraw najważniejszych. A może jednak ulica Chopina?! I nie o patrona tym razem idzie, choć przy okazji i o niego. Recz w tym, że wytyczoną w latach 20. arterię obsadzono kwitnącymi na biało i czerwono drzewkami, które – w szczególności w okolicach 3. maja – ściągały dumne spojrzenia mieszkańców repolonizującego się Pomorza. Hmm… a niepozorna Mostowa? Tak, tak. Mostowa właśnie! Przejdźmy więc na Mostową i posłuchajmy opowieści snutej przez przewodnika:

Drodzy państwo, pod numerem ósmym dom związany z najbardziej pachnącym przedsiębiorstwem ówczesnego Torunia – i nie mówię wcale o fabryce pierników. Od lat 80. XIX w. kamienica należała do rodziny Hozakowskich. Nestor rodu, Bolesław, otworzył w Toruniu pierwszy duży zakład trudniący się produkcją i handlem nasiennym i ogrodniczym. Kontynuatorem jego dzieła był Bronisław, aktywny działacz społeczny i Konsul Honorowy Republiki Francuskiej w Toruniu. Zaangażowanie Hozakowskich pozwoliło na uniezależnienie Polski od importowanych nasion kwiatów i roślin uprawnych.

Chodźmy dalej, zostawiając za plecami woń kwiecia, a nosy zanurzmy w zapachach farb drukarskich! (co słychać, przewodnicy bywają egzaltowani) Numer trzynasty. W czasach, kiedy niemal każda działalność wpisywała się w opór przeciw zaborcy, dom stał się siedzibą polskiego Banku Kredytowego. Donimirski, Kalkstein i Łyskowski proponowali swoim klientom, głównie polskim rolnikom i przedsiębiorcom, korzystne warunki kredytowania. Duch miejsca sprawił, że kiedy działający od 1866 r. bank wyprowadził się z kamienicy, jego miejsce zajęła drukarnia Buszczyńskich . Za największy sukces oficyny uznać należy „Toruński elementarz polski z obrazkami dostosowany do potrzeb dzieci uczących się w szkole tylko po niemiecku”. Pod nieco przydługim tytułem kryje się publikacja wydana w kilkuset tysiącach egzemplarzy! Nakład, przy którym dzisiejsi wydawcy zielenieją z zazdrości. Z książeczki uczyły się pokolenia Polaków ze wszystkich zaborów oraz dzieci emigrantów.

Przejdźmy dalej – numer piętnasty łamany na siedemnasty – Hotel pod Orłem! Jeden ze starszych hoteli w Toruniu. Zmieniał nazwę, raz będąc berlińskim, innym razem Hotelem Marquardta, by wreszcie za godło przyjąć czarnego orła. Pierwsze wzmianki o hotelu pochodzą z roku 1832. Miejsce uchodziło za ulubione wśród pruskich dowódców wojskowych. Przypadło również do gustu emisariuszom powstańczym roku 1863. Wówczas hotel stał się centralą nielegalnego handlu bronią. To tu dobijano targu, obracając szmuglowanym przez pobliską granicę sprzętem. Kwitł kolosalnych rozmiarów handel uprawiany w motorycznym tempie za brzęczący pieniądz z kupcami toruńskimi – jak donoszą ówczesne źródła policyjne. Ponieważ każda okazja jest dobra, by zarobić pieniądze, a wojna należy do okazji najlepszych, na powstaniu pomnażali majątki miejscowi przedsiębiorcy. Warto przypomnieć o Dietrichu, który do asortymentu typu dom i ogród z gracją dołożył nielegalną broń. Dom towarowy Dietrichów stoi do dziś przy ulicy Szerokiej 35. Jego piwnice zajmuje słynny Dom Legend Toruńskich.

Tu jeden z piękniejszych barkowych portali w mieście – kamienica pod numerem trzydziestym sięga swą historią roku 1648. U schyłku XIX w. wyrasta tu skromny warsztat stolarski, który po upływie kilkunastu lat miał stać się jedną z większych fabryk mebli na Pomorzu. Właściciele interesu, bracia Tews, przenieśli wreszcie produkcję na ul. Bydgoską, z kamienicy czyniąc ekskluzywny salon sprzedaży. W latach trzydziestych na zapleczu sklepu pracowali w najlepsze inni bracia – nie Tewsowie, a Gęstwiccy. Feliks i Brunon podjęli się ambitnego zadania, by wymalować scenę wkroczenia do Torunia wojsk polskich w styczniu 1920 r. Magazyny sklepu były wymarzonym miejscem dla komponowania wielkoformatowego dzieła, jednak panujący tam przeciąg odbił się na zdrowiu artystów, niedługo później Feliks umarł. Brrrr! Ponieważ płótno było gorzką pigułką dla miejscowych Niemców, zaraz z początkiem września 1939 zdecydowali się pociąć je w strzępy.

Zatem przy jednej tylko ulicy patrioci, którzy na pożytek Ojczyzny oddają swój czas, pieniądze, talenty i pracę. Wydawcy, bankierzy, przedsiębiorcy, powstańcy, artyści. Mostowa to istny preparat polskości! – patos znakiem firmowym licencjonowanych i renomowanych przewodników. Gdyby dodać jeszcze szczyptę poczucia humoru, turyści byliby wniebowzięci.

Szewc bez butów chodzi, rzeźbiarz bez rzeźby leży.

Omszały stołek ze sztucznego kamienia, podobny trochę do wielkiego kowalskiego gwoździa wbitego w jesienny trawnik. Zgeometryzowana opowieść, spatynowana nowoczesność, intymnie zaaranżowana przestrzeń ostateczna. Trzeźwiący i ożywczy zapach dobrze starzejących się dzieł, nie jakieś tam miazmaty mocno przeterminowanego artyzmu. Tyle da się powiedzieć o pomniku nagrobnym Gorzechowskich, tyle też powiedzieć trzeba o innych wyczynach pana Ignacego. Cmentarz garnizonowy, cmentarze św. Jerzego i św. Jakuba, nawet stara nekropolia podgórska, szczycić się mogą wytworami rąk zdolnego rzeźbiarza. Bystre oko dojrzy zaraz sygnaturę twórcy, czy to u stóp Anioła Zmartwychwstania, czy u szponów orła, który przysiadł na oficerskiej mogile. Pietà z cmentarza jakubskiego tchnie zimnem trudnym aż do przyjęcia. Oblicze Matki Bożej zdaje się być srogie, zmrożone bólem, rachujące krzywdy, które spotkały Syna. Napięte ścięgna kończyn Zbawiciela prosto i geometrycznie akcentują nieludzkie męczarnie.

Zapewne dałoby się zliczyć kilka tuzinów rzeźb nagrobnych, które wyszły z warsztatu przy Reja 6. W wyobraźni torunian jednak, jeśli Zelek już istnieje, kojarzy się głównie z pogodnymi niedźwiadkami sprzed Lasów Państwowych.

Ignacego Zelka uznać można najwybitniejszym, a już na pewno najbardziej płodnym, rzeźbiarzem międzywojennego Torunia. Zawdzięczamy mu figury Chrystusa i Matki Boskiej sprzed kościoła garnizonowego, supraportę zdobiącą elewację Ubezpieczalni, postać Chrystusa Króla z kościoła pod tym samym wezwaniem, czy – zdecydowanie najbardziej znane – niedźwiedzie sprzed siedzimy Dyrekcji Okręgowej Lasów Państwowych. Zelek jest również twórcą sporej liczby rzeźb nagrobnych. Pracownie artystyczne prowadził kolejno przy ulicy Sukienniczej, Reja i Mickiewicza. Miejsce jego pochówku na cmentarzu św. Jerzego upamiętnia bardzo skromna płyta.


Będąc w Toruniu, zobacz i dotknij rzeźby Ignacego Zelka:

Pieta na nagrobku rodziny Smulskich (cmentarz parafii św. Jakuba),

Ołtarz Matki Boskiej – południowa nawa w kościele św. Ducha w Toruniu,

Ołtarz polowy i ołtarz w kościele garnizonowym św. Katarzyny w Toruniu,

Supraporta „Spragnionych napoić” nad wejściem do budynku Ubezpieczalni Społecznej w Toruniu,

Niedźwiedzie przed gmachem Dyrekcji Lasów Państwowych w Toruniu.

Lipy przy Alei Jana Pawła II

Życie zaczyna się po siedemsetce! Któreż miasto nie słyszało tych zapewnień przy okazji urodzin?! Na okrągłą rocznicę dobry podłużny prezent. Najlepiej jeszcze praktyczny. Może jakaś arteria? Dwie jezdnie wyłożone czerwonym jak salceson bazaltem. Bazalt to niezła myśl. Szczególnie w kosmicznym mieście o morskich tradycjach. Apollo donosi, że księżycowe morza zbudowane są z bazaltu. Trotuar wyłożony płytą w romby. W betonowej strukturze drobne kamyki – maciupeńkie i twarde jak pestki agrestu. Do tego falanga lip. Brzmi jak przepis na piękną aleję…

Dusząca woń miodowej lipy i cień gęstego listowia. Tysiące samochodów i tysiące pszczół – ryk i bzyk, szum i warkot, zawrót głowy i zgrzyt wagonu na zakręcie. Strudzeni ludzie i cień – normalna ulica w normalnym mieście.

Szalone przyspieszenie inwestycyjne, które stało się udziałem międzywojennego Torunia – Stolicy Wielkiego Pomorza, widać i tutaj. Jan Paweł II patronuje ulicy lewie od kilkunastu lat. Wcześniej, na pamiątkę hucznie obchodzonych urodzin, arterię nazywano Aleją Siedemsetlecia. Ulicę obsadzono szpalerem lip, które cieszą cieniem do dziś. Co warto zobaczyć w Toruniu? Ano choćby lipy! W lipcu na długo zanim je ujrzysz, dadzą się poczuć.

Flisak i żaby – dotyk oślizgłych grzbietów.

Brzydzić się żabą – rzecz naturalna. Wziąć to do ręki – rzecz nienormalna. Można by płaza pochwycić w szczypce, można do tego użyć i skrzypce. Tak w krótkich, żołnierskich słowach opisać można przygodę flisaka sprzed pięciuset dziewiętnastu lat, trzech miesięcy i ośmiu dni. Powszechnie wiadomo, że miasto nawiedziła wówczas paskudna plaga żab. Powszechnie wiadomo też, że burmistrz rozłożył bezradnie ręce, popadł w zwątpienie i duchowe odrętwienie. Współpracownicy odcinali go nawet z powrozu u powały Sali Radzieckiej Ratusza Staromiejskiego. Tylko dzięki terapii i piernikowej farmakologii doszedł do siebie. Wiadomo też, że trudnej misji przepędzenia żab podjął się flisak. Jednak jedynie specjaliści wiedzą, że nic nie działa na żaby tak, jak działać mogą wiolinowe brzmienia. Ponieważ płazy mają małe uszka osadzone głęboko w ich płazich czaszkach, tylko wygrana na skrzypcach nuta może się wedrzeć do ich serc. Wiedział o tym flisak, przeszkolony szybciej w European Institute for Frog & Toad Studies. Żeby nie zdradzić się z nieprzeciętnymi umiejętnościami i gruntownym wykształceniem, przybrał kamuflaż bosego pijaka i obdartusa. Tym sposobem zmylił płazy i ocalił miasto. Legendy toruńskie czarują powabem minionych wieków, ta o flisaku uchodzi zaś za najpopularniejszą.

Głaszcząc każdą z żab, która stoi u stóp flisaka, zyskujesz pewność, że spotkasz w przyszłości mądrą, dobrą i piękną żonę. Patent nie działa na panie. Te skazane są wiązać się z patałachami i nieudacznikami. Żeby jednak nie zabić w damach całej nadziei, warto zalecić im wizytę w Domu Legend Toruńskich. Być może jest jeszcze nadzieja na porządnego faceta w życiu każdej wspaniałej kobiety. A nawet jeśli nie, dowiedzą się panny, co w Toruniu kumka!


Legendę o Flisaku poznasz, a nawet przeżyjesz w Domu Legend Toruńskich.

 

Fontanna Flisak widok od zachodniej pierzei ratusza

Copyright © 2021 LINKSPOT Sp. z o. o.